„ę” od kuchni
No i zaczęło się: jedno spotkanie, drugie spotkanie, trzecie spotkanie a na koniec warsztaty w Fundacji Culture Shock. Oprócz tego udało mi się dziś wkraść na cotygodniowe zebranie „ę” i podejrzeć codzienne życie przy Mokotowskiej 55. Powoli staję się też częścią zespołu, o czym każda kolejna osoba, mi przypomina. Być może to efekt świeżości, ale jestem zachwycony.
Po wczorajszym spotkaniu z Karoliną, plany mojego projektu legły w gruzach, po dzisiejszych spotkaniach z Julką, Zuzą i Martą cały gruz eksplodował, zamienił się w chaos, żeby na koniec skroplić się i zacząć krystalizować.
O
wsparcie w krystalizowaniu dba Marta, która jest moją couchką i której
celne pytania prowadzą do odpowiedzi, uszczegóławiających, co, po co i
jak chcę zrobić. Podczas naszego spotkania Marta powiedziała, że w
Warszawie działo się już wszystko i zrealizowano już wszelkie możliwe
typy wydarzeń. Nie musiałem długo czekać na potwierdzenie tych słów.
Wracając do domu po 22, natknąłem się na jadący na rolkach tłum, który
liczył na oko 5000 osób, zajmował jeden pas ruchu i ciągnął się przez
cały most Poniatowskiego, który ma z pół kilometra. Wszystko to wśród
głośnej muzyki, z obstawą policji i po ciemku... Czy ja zwariowałem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz