niedziela, 26 czerwca 2011

Pisane przed północą

W sobotę (25 czerwca) ruszyłam ze swoją akcją. Zaczęłam realizować swój pomysł animacyjno-społeczny, co może wydać się dziwne, absolutnie nie ten, który przedstawiłam w swoim formularzu starając się o udział w tym programie. Na początku miała być akcja pod nazwą „Uliczna wymiana”, a teraz jest „coś” co określiłam w ten sposób – „Przydarzyło mi się na Mokotowskiej…”.



Jak się okazało, już podczas pierwszego spotkania w ę, tamten mój pomysł (z formularza) był tylko punktem wyjścia i do niczego mnie nie zobowiązywał. Najważniejszy bowiem okazał się sam proces kształtowania i rodzenia się zamysłu animacyjnego i jego sposobu realizacji tu na miejscu – w oparciu o to, co się zastało, z czym trzeba się zmierzyć… Mniej istotny okazuje się być końcowy efekt działania, czy jego efekty rzeczowe, a już najmniej istotna byłaby (gdybym się uparła) realizacja – punkt po punkcie tego, co wymyśliłam wypełniając formularz, nie znając wówczas samej Mokotowskiej, nie mając też w zasadzie pojęcia o idei/misji przyświecającej wszelkim przedsięwzięciom realizowanym przez ę.

Tak więc – sam mój pomysł – zanim ruszył – bardzo ewaluował (ku mojemu początkowemu zdziwieniu, bo przecież miałam już wymyślone, co mogłabym zrobić!?) i przypuszczam, że jeszcze nieraz będzie ewaluował (choć niecały tydzień został mi do jego realizacji) i z ogromną ciekawością sama oczekuję wernisażu, podsumowującego moje działania, bo jeszcze nie wiem do końca co, w jaki sposób i może z czym, by było…? No tak, właśnie…, jak?

Dwa tygodnie na zmierzenie się z daną przestrzenią – pojmowaną bardzo szeroko – publiczną, społeczną, mentalną, historyczną… i wymyślenie czegoś w jej kontekście i dla tych, którzy się w niej poruszają, i jeszcze sama realizacja tego i podsumowanie, to naprawdę niewiele czasu. Wyzwanie – wbrew pozorom – ogromne!

Dodam jeszcze, że sam mój projekt (jego realizacja – a w zasadzie dopiero etap przygotowawczy – prace koncepcyjne) – bynajmniej w tym pierwszym tygodniu pobytu w Warszawie (z ę) – funkcjonuje jakby na drugim torze, trochę pobocznym, bowiem większość dnia spędzałam/spędzam na różnego rodzaju spotkaniach warsztatowych, konferencjach, spotkaniach autorskich, wizytach w instytucjach i stowarzyszeniach kulturalnych środowiska warszawskiego i tego typu wydarzeniach.

Zresztą, gdy się człowiek tak kulturalnie „nakręci”, to nawet tę odrobinę czasu wolnego, który mu zostaje – sam wykorzystuje w sposób podobny, czyli dalej kulturalnie – kino Kultura („Kieł” film grecki z 2009 – polecam!), wystawa „Choreografia ciał” w Zachęcie (w tym świetne video Anny Molskiej, Anety Grzeszykowskiej, czy Wojtka Bąkowskiego – warto zobaczyć), niedzielne popołudnie na Krakowskim Przedmieściu – Warsaw Fashion Street 2011, w tym New Look Design 2011 – pokazy kolekcji konkursowych, tematem przewodnim były Kolekcje Świata, kibicowałam Annie Syczewskiej-Grabowskiej (oczywiście polecam!). Nie wiem dlaczego nie wygrała ;(.

Jutro, a raczej dziś – już poniedziałek, zostanie raptem niecały tydzień do zakończenia programu, już zaczynam się martwić: jak odnajdę się po powrocie, kiedy dni znów staną się wolniejsze, dużo wolniejsze… Będzie ciężko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz